piątek, 19 października 2012

ROK - I, 1

Dzieńdoberek wszystkim~ Tu Fangerl. Od dzisiaj wchrzaniam się na bloga Misaki, aby pisać na nim swoje opowiadanie. Nazywa się ROK, tak, z capsów, i to oczywiście yaoi.
Historia podzielona będzie na trzy części, które oznaczane będą liczbami rzymskimi. Rozdziały z kolei oznaczane będą cyframi arabskimi, dla odmiany, a więc I, 1 to sam początek ^^ Historia powinna wychodzić co tydzień, w piątki, no chyba że mi inaczej serce podyktuje XD
Mam nadzieję że będzie wam się miło czytało. I w sumie to wszystko, bo średnio wiem co o sobie napisać XD jeżeli macie jakieś pytania to śmiało, chociaż szczerze wątpię.
Jeszcze słowo ode mnie - dzisiaj krótko, wiem, ale to dlatego że akcja się rozpędza dopiero XD No, to zapraszam do lektury!

____________

             Liceum, do którego chodził Aleksander, było nowoczesne, eleganckie i stylowe. Wszystkie najnowsze technologie do dyspozycji uczniów, ku ich wygodzie. Liceum imienia Victora Hugo przyciągało młodzież jak magnes obietnicą statusu i natychmiastowej chwały.
            Jednak nie była ona dla wszystkich, o nie. Trafiali tam wyłącznie ci wybrani, z najlepszymi wynikami, olimpijczycy, kujony, wybitnie utalentowani – innego sposobu nie było. Uczniowie tej placówki chodzili skąpani w blasku chwały, jako że wszyscy byli inteligentni oraz, z zaledwie nielicznymi wyjątkami, piękni i bogaci. Co więc robił tu Aleks?
            On sam nie wiedział, choć podejrzewał, że może to mieć związek z prawie przypadkiem wygranym przez niego konkursem wiedzy pożarniczej oraz gorącymi namowami jego babci. Brązowowłosy młodzieniec dał się przekonać do owej elitarnej placówki, poniekąd tylko zdając sobie sprawę jak bardzo tu nie pasuje. Gdy kilka dni po rozpoczęciu roku uderzyło go to z pełną mocą, było już za późno, aby się sprzeciwiać.
            Tak bardzo różny od zadbanego, błyszczącego tłumu, odziany w czerń, obuty w glany, Aleksander Red przemierzał korytarze, udając się prosto do sali lekcyjnej, w której miała odbywać się biologia, jeden z jego najbardziej znienawidzonych przedmiotów. Dysząc lekko ze zmęczenia, klaskając metalowymi guzikami od kieszeni spodni, usiadł z impetem, przerzucając plecak przez ramię na ławkę.
            - Te, Redboy! – Ktoś zawołał za jego plecami. – Coś taki nie w sosie dzisiaj? Coś się stało?
To była jedna z niewielu osób tej szkole, z którymi dało się rozmawiać. Ta cała „elita” była głupia jak but i działała Aleksowi na nerwy. Na szczęście między nimi tkwiła jedna dobra duszyczka w postaci Alicji Bieluń, miłej dziewczyny o śniadej cerze, brązowych oczach i tego samego koloru włosach, zwijających się niczym małe, miedziane sprężynki. Miała wesoły śmiech, od którego cała się trzęsła. Co prawda dużo paliła, jednak poza tym zdawała się nie mieć żadnych wad.
            Wyłowiła go pierwszego dnia szkoły. Podeszła do niego pewna siebie i zagadała. Gdyby nie to, Aleks sam nigdy by do niej nie podszedł. Niby nie wyróżniała się z tłumu, jednak nosiła torby z koreańskimi, broń boże, nie chińskimi nastolatkami, jasne, pastelowe wręcz koszulki i kolorowe kolczyki. Absolutnie nie wyglądała jak ktoś, kto zaprzyjaźni się z ledwo wystającym nad powierzchnię amatorem rocka, jednak, jak widać – pozory mylą.
            - Cześć, Alicja. Nic mi nie jest, tylko zmęczony jestem.
            - Powiedzmy, że ci wierzę.
            - I przestań mówić na mnie Redboy – jęknął brunet, chowając twarz w rękach. Czemu właśnie poniedziałki musiały zaczynać się biologią? To definitywnie nie było sprawiedliwe.
            - Nie ma opcji, to zbyt fajnie brzmi – odpowiedziała Alicja, po czym wsunęła ręce do kieszeni, rzucając oczami po klasie.
            - Zerwijmy się, co? – Rzuciła nagle.
            - Ale to po polskim. Uczyłem się całą niedzielę. Czy ty to rozumiesz? Cała niedzielę. Nie pozwolę temu czasowi pójść na marne.
            - Kujon – roześmiała się Alicja. – Ale okej. Trzymam cię za słowo. Czuję, że dzisiaj coś się wydarzy, mówię ci to.
            - Chciałabyś – odkrzyknął tylko niebieskooki, zanim przerwał mu dzwonek. Szybko usiedli wtedy na swoich miejscach – biologiczka zjawiała się w sali szybciej, niż zdążylibyście wypowiedzieć „deoksyrybonukleinoza”. I rzeczywiście, już po chwili stara panna Miecznikowska zjawiła się w sali, by uprzykrzać życie licealnej młodzieży.
Po kilku godzinach zmieniania sal, notowania, odpowiadania na pytania nauczycieli i wreszcie także po napisaniu jednej klasówki, nadeszła chwila odzyskania wolności. W komitywie Alicja i Aleks opuścili salę, klatkę schodową, szkołę, aż wreszcie ujrzeli upragnioną wolność na terenie szkolnego parku.
Nikt tu nie zaglądał, no chyba, że inni uczniowie, więc było tu w stu procentach bezpiecznie. Kiedy tylko dobiegli do ich ulubionej ławki, Alicja natychmiast wyciągnęła paczkę swoich ulubionych wiśniowych Djarumów, po czym sprawnie zapaliła jednego.
- Ale wiesz – rzuciła w przerwie między jednym za ciągnięciem się a drugim – mimo wszystko lubię naszą szkołę.
- A co cię tak naszło? – Odpowiedział Aleks, mrużąc oczy, aby osłonić je przed promieniami bladego, październikowego słońca.
- A nie wiem, tak jakoś. Jak palę to robię się sentymentalna.
- Weź mi smrodź w inną stronę – furknął Aleks, w odpowiedzi na co dostał solidny wydmuch papierosowego dymu w twarz.
- One nie smrodzą! One pachną! Wiśniami! – Krzyczała Alicja, śmiejąc się.
- Chciałabyś! – Odpowiedział tylko chłopak, po czym zasłonił się przed kolejnym papierosowym atakiem.
Niestety unik nie poszedł mu tak dobrze jak powinien. Z glanami znacznie wyżej nad głową, niż nakazywałaby przyzwoitość, Aleks wywrócił się na ławkę, spadł, robiąc salto, aż w końcu wylądował w trawie, z nogami wciąż na ławce, lecz głową daleko w krzakach. Alicja szybko dołączyła do niego, śmiejąc się.
- O rany, nic ci nie jest? Żyjesz? – Wydusiła z siebie, między salwami śmiechu. Jej papieros wypadł jej z dłoni i zgasił się o drobny żwir.
- Tak – wysapał Aleks. – I chyba coś odkryłem - dodał wyciągając spod pleców bliżej nieokreślony prostokąt.
- iPod? – Zdziwiła się Alicja. – To nie twój, prawda?
- Nie, co ty. Chyba ktoś zgubił.
- Daj to do sekretariatu czy coś…
Aleks potrząsnął głową, przyglądając się zielonemu iPodowi nano w jego dłoni.
- Dam ogłoszenie i wezmę go do siebie.
- W sumie dobry pomysł. – Alicja pokiwała głową, marszcząc brwi. – Ktoś tam go teraz pewnie szuka…
- Pewnie tak – odparł Aleks, wstając z trawy i otrzepując się. iPod wraz ze słuchawkami wylądował bezpiecznie w jego kieszeni, a chłopak odmaszerował do domu, aby tam samemu zająć się niespodziewaną zgubą.