Historia podzielona będzie na trzy części, które oznaczane będą liczbami rzymskimi. Rozdziały z kolei oznaczane będą cyframi arabskimi, dla odmiany, a więc I, 1 to sam początek ^^ Historia powinna wychodzić co tydzień, w piątki, no chyba że mi inaczej serce podyktuje XD
Mam nadzieję że będzie wam się miło czytało. I w sumie to wszystko, bo średnio wiem co o sobie napisać XD jeżeli macie jakieś pytania to śmiało, chociaż szczerze wątpię.
Jeszcze słowo ode mnie - dzisiaj krótko, wiem, ale to dlatego że akcja się rozpędza dopiero XD No, to zapraszam do lektury!
____________
Liceum,
do którego chodził Aleksander, było nowoczesne, eleganckie i stylowe. Wszystkie
najnowsze technologie do dyspozycji uczniów, ku ich wygodzie. Liceum imienia
Victora Hugo przyciągało młodzież jak magnes obietnicą statusu i
natychmiastowej chwały.
Jednak nie była ona dla wszystkich, o nie. Trafiali tam wyłącznie ci wybrani, z najlepszymi wynikami, olimpijczycy, kujony, wybitnie utalentowani – innego sposobu nie było. Uczniowie tej placówki chodzili skąpani w blasku chwały, jako że wszyscy byli inteligentni oraz, z zaledwie nielicznymi wyjątkami, piękni i bogaci. Co więc robił tu Aleks?
Jednak nie była ona dla wszystkich, o nie. Trafiali tam wyłącznie ci wybrani, z najlepszymi wynikami, olimpijczycy, kujony, wybitnie utalentowani – innego sposobu nie było. Uczniowie tej placówki chodzili skąpani w blasku chwały, jako że wszyscy byli inteligentni oraz, z zaledwie nielicznymi wyjątkami, piękni i bogaci. Co więc robił tu Aleks?
On
sam nie wiedział, choć podejrzewał, że może to mieć związek z prawie
przypadkiem wygranym przez niego konkursem wiedzy pożarniczej oraz gorącymi
namowami jego babci. Brązowowłosy młodzieniec dał się przekonać do owej
elitarnej placówki, poniekąd tylko zdając sobie sprawę jak bardzo tu nie
pasuje. Gdy kilka dni po rozpoczęciu roku uderzyło go to z pełną mocą, było już
za późno, aby się sprzeciwiać.
Tak
bardzo różny od zadbanego, błyszczącego tłumu, odziany w czerń, obuty w glany,
Aleksander Red przemierzał korytarze, udając się prosto do sali lekcyjnej, w
której miała odbywać się biologia, jeden z jego najbardziej znienawidzonych
przedmiotów. Dysząc lekko ze zmęczenia, klaskając metalowymi guzikami od
kieszeni spodni, usiadł z impetem, przerzucając plecak przez ramię na ławkę.
-
Te, Redboy! – Ktoś zawołał za jego plecami. – Coś taki nie w sosie dzisiaj? Coś
się stało?
To była jedna z niewielu osób tej szkole, z którymi
dało się rozmawiać. Ta cała „elita” była głupia jak but i działała Aleksowi na
nerwy. Na szczęście między nimi tkwiła jedna dobra duszyczka w postaci Alicji
Bieluń, miłej dziewczyny o śniadej cerze, brązowych oczach i tego samego koloru
włosach, zwijających się niczym małe, miedziane sprężynki. Miała wesoły śmiech,
od którego cała się trzęsła. Co prawda dużo paliła, jednak poza tym zdawała się
nie mieć żadnych wad.
Wyłowiła
go pierwszego dnia szkoły. Podeszła do niego pewna siebie i zagadała. Gdyby nie
to, Aleks sam nigdy by do niej nie podszedł. Niby nie wyróżniała się z tłumu,
jednak nosiła torby z koreańskimi, broń boże, nie chińskimi nastolatkami,
jasne, pastelowe wręcz koszulki i kolorowe kolczyki. Absolutnie nie wyglądała
jak ktoś, kto zaprzyjaźni się z ledwo wystającym nad powierzchnię amatorem
rocka, jednak, jak widać – pozory mylą.
-
Cześć, Alicja. Nic mi nie jest, tylko zmęczony jestem.
-
Powiedzmy, że ci wierzę.
- I
przestań mówić na mnie Redboy – jęknął brunet, chowając twarz w rękach. Czemu
właśnie poniedziałki musiały zaczynać się biologią? To definitywnie nie było
sprawiedliwe.
-
Nie ma opcji, to zbyt fajnie brzmi – odpowiedziała Alicja, po czym wsunęła ręce
do kieszeni, rzucając oczami po klasie.
-
Zerwijmy się, co? – Rzuciła nagle.
-
Ale to po polskim. Uczyłem się całą niedzielę. Czy ty to rozumiesz? Cała
niedzielę. Nie pozwolę temu czasowi pójść na marne.
-
Kujon – roześmiała się Alicja. – Ale okej. Trzymam cię za słowo. Czuję, że
dzisiaj coś się wydarzy, mówię ci to.
-
Chciałabyś – odkrzyknął tylko niebieskooki, zanim przerwał mu dzwonek. Szybko
usiedli wtedy na swoich miejscach – biologiczka zjawiała się w sali szybciej,
niż zdążylibyście wypowiedzieć „deoksyrybonukleinoza”. I rzeczywiście, już po
chwili stara panna Miecznikowska zjawiła się w sali, by uprzykrzać życie
licealnej młodzieży.
Po kilku godzinach
zmieniania sal, notowania, odpowiadania na pytania nauczycieli i wreszcie także
po napisaniu jednej klasówki, nadeszła chwila odzyskania wolności. W komitywie
Alicja i Aleks opuścili salę, klatkę schodową, szkołę, aż wreszcie ujrzeli
upragnioną wolność na terenie szkolnego parku.
Nikt tu nie zaglądał,
no chyba, że inni uczniowie, więc było tu w stu procentach bezpiecznie. Kiedy
tylko dobiegli do ich ulubionej ławki, Alicja natychmiast wyciągnęła paczkę
swoich ulubionych wiśniowych Djarumów, po czym sprawnie zapaliła jednego.
- Ale wiesz – rzuciła w
przerwie między jednym za ciągnięciem się a drugim – mimo wszystko lubię naszą
szkołę.
- A co cię tak naszło?
– Odpowiedział Aleks, mrużąc oczy, aby osłonić je przed promieniami bladego,
październikowego słońca.
- A nie wiem, tak
jakoś. Jak palę to robię się sentymentalna.
- Weź mi smrodź w inną
stronę – furknął Aleks, w odpowiedzi na co dostał solidny wydmuch papierosowego
dymu w twarz.
- One nie smrodzą! One
pachną! Wiśniami! – Krzyczała Alicja, śmiejąc się.
- Chciałabyś! –
Odpowiedział tylko chłopak, po czym zasłonił się przed kolejnym papierosowym
atakiem.
Niestety unik nie
poszedł mu tak dobrze jak powinien. Z glanami znacznie wyżej nad głową, niż
nakazywałaby przyzwoitość, Aleks wywrócił się na ławkę, spadł, robiąc salto, aż
w końcu wylądował w trawie, z nogami wciąż na ławce, lecz głową daleko w
krzakach. Alicja szybko dołączyła do niego, śmiejąc się.
- O rany, nic ci nie
jest? Żyjesz? – Wydusiła z siebie, między salwami śmiechu. Jej papieros wypadł
jej z dłoni i zgasił się o drobny żwir.
- Tak – wysapał Aleks.
– I chyba coś odkryłem - dodał wyciągając spod pleców bliżej nieokreślony
prostokąt.
- iPod? – Zdziwiła się
Alicja. – To nie twój, prawda?
- Nie, co ty. Chyba
ktoś zgubił.
- Daj to do
sekretariatu czy coś…
Aleks potrząsnął głową,
przyglądając się zielonemu iPodowi nano w jego dłoni.
- Dam ogłoszenie i
wezmę go do siebie.
- W sumie dobry pomysł.
– Alicja pokiwała głową, marszcząc brwi. – Ktoś tam go teraz pewnie szuka…
- Pewnie tak – odparł
Aleks, wstając z trawy i otrzepując się. iPod wraz ze słuchawkami wylądował
bezpiecznie w jego kieszeni, a chłopak odmaszerował do domu, aby tam samemu zająć
się niespodziewaną zgubą.
Ipod <3
OdpowiedzUsuńJerzu, serio ładnie ci to wyszło jak na taki dość randomowy pomysł, aż chcę się czytać dalej <3
No miło się to czyta^^
OdpowiedzUsuńNominowałam was do liebster award ^^ i-am-in-love-with-j-rock.blogspot.com
OdpowiedzUsuń