sobota, 14 września 2013

Please, don't leave me... [One Shot] (Gokudera Hayato x Tsuna Sawada, 5927)

Jak zwykle smutne, bo moje wesołe fanficki są w zeszycie i nie chce mi się ich przepisywać.
No ale tak bywa... Mam nadzieję, ze komuś się to spodoba. Z dedykacją dla Matthiasa(Tsu), bo to nasz wspólny pairing... Tak przynajmniej sądzę...
Pisane, podczas słuchania tego:
Miłego czytania i mam nadzieję na komentarze :)


 ***


- Mówiłem, że masz się nie wtrącać...- szepnąłem cicho. To miał być krzyk. Chciałem na niego krzyczeć, miałem ochotę krzyczeć, drzeć się, zrobić mu awanturę...Moje ciało wypełnione było pragnieniem by wykrzyczeć wszystko co czułem, wszystkie emocje jakie przeszły przez moją głowę w tamtym momencie... Ale nie potrafiłem. Byłem w stanie jedynie wyszeptać to jedno zdanie. Prosiłem... Tak często go prosiłem, żeby się nie wtrącał. Zakazałem mu tego... Miał kategoryczny zakaz wtrącania się w to co robię. Mówiłem, ze dam radę... Więc dlaczego to zrobił? Dlaczego się wtrącił? Dlaczego to się tak potoczyło. Nie chciałem by tak było...  Dlaczego padło na niego. Czy musiałbym błagać, żeby wreszcie mnie posłuchał? Czy choć raz mógł mnie posłuchać gdy o coś proszę, a nie wtedy gdy on uzna że tym razem może mnie posłuchać. Gdyby wykonał to polecenie. Gdyby się nie wtrącał... Wszystko potoczyło by się inaczej. Gdyby mnie wysłuchał, nic by się nie stało. A przynajmniej nic nie stałoby się jemu. Nie musiałbym teraz trzymać jego ciała, nie musiałbym przyciskać go do siebie tak kurczowo. Patrzę mu w oczy. Patrzę w te soczyście zielone oczy, które niezmiennie odkąd się poznaliśmy błyszczą radośnie na mój widok. Nawet teraz dostrzegam w nich ten charakterystyczny błysk... A oprócz tego. Och, jak wiele uczuć mógłbym wyczytać z tych oczu... Miłość jaką mnie darzy jest widoczna od razu. Lojalność i zaufanie, to też... Gdybym tylko miał czas, mógłbym w nieskończoność opowiadać o tych cudownych głębokich oczach. Jednak nie mam czasu. Nie teraz, nie kiedy to wszystko się dzieje. Odgarniam mu z twarzy kosmyk włosów. Miękkie, delikatne, a jednocześnie bardzo mocne, srebrne włosy otaczają jego bladą twarz, sprawiając ze wygląda jak piękna, porcelanowa lalka. Teraz jest jeszcze bledszy. Nawet jego delikatne, pełne usta koloru bladego różu nagle stają się jaśniejsze.. Uśmiecha się do mnie... Czy z jego twarzy nigdy nie znika uśmiech? Zawsze gdy na mnie patrzy jego usta są delikatnie wygięte w najpiękniejszym uśmiechu jaki kiedykolwiek widziałem. Nie potrafię oderwać od niego wzroku
- Wiem, ze mówiłeś- szepcze, cały czas się uśmiechając. Po chwili przez jego twarz przechodzi grymas bólu a on odgina się na bok i wypluwa sporą ilość krwi. Gdy się prostuje, widzę jak po jego brodzie ścieka stróżka posoki, jednak na jego twarzy wciąż widnieje jedna i ta sama mina.
- Więc dlaczego to zrobiłeś?- spytałem, przyciskając go mocniej do siebie, delikatnie rękawem koszuli ocierając krew z jego twarzy. Nie mogłem, nie chciałem uwierzyć w to co się działo. A przecież cały czas powtarzałem sobie że jestem przygotowany na takie wydarzenie... Ale nie byłem. Do tego nie ta się przygotować.. Nigdy nie byłbym gotowy na to. Nigdy nie chciałem by to się zdarzyło. Dlaczego tak wcześnie? Dlaczego teraz? Przecież mieliśmy przed sobą jeszcze tyle czasu, jeszcze tyle mogliśmy razem zrobić. Dlaczego padło na nas?
- Bo ratowałem ciebie, Najdroższy- wiedziałem, ze to powie, wiedziałem. Czułem to... Dlaczego musiał to powiedzieć? Dlaczego to zrobił? Dlaczego? Nie prosiłem o to- No już... Cicho kochanie, nie płacz, nic się nie stało..- mówi cicho, jakby brakowało mu sił. Nic się nie stało?! To jest nic? Jak on może być taki spokojny? Dopiero teraz dostrzegam, ze po moich policzkach skapują łzy spadając na jego rozchylone delikatnie, blade usta. Jest taki piękny, nawet teraz... Opadam na kolana, nie mogąc już stać, nie czuję nóg, nie czuje nic, oprócz jego słabnącego serca... Bije coraz wolniej, coraz spokojniej. Przyciskam jego ciało blisko siebie, szlochając, łzami mocząc jego marynarkę. Czuję jak jego krew znaczy moje ubranie, jak wypływa z rany na jego brzuchu.
- Prosiłem byś się nie wtrącał. To ja powinienem być ranny, to ja powinienem dostać nie ty- wyrzucam z siebie, nawet na chwilę nie przestając płakać. A on się cały czas uśmiecha. Wyciąga delikatnie rękę, kładzie ją na moim mokrym od łez policzku i przesuwa palcami po moich drżących wargach
- Jaką prawą ręką bym był, gdybym nie uratował swojego Dziesiątego przed strzałem?- mówi cicho, a ja płacze coraz bardziej. Dlaczego nawet teraz on musi tak o mnie dbać.? Wolałbym być postrzelony, niż patrzeć na to co się z nim dzieje. To ja powinienem być na jego miejscu, to moje serce powinno bić coraz wolniej, nie jego
- Jesteś głupi. Jesteś taki głupi Hayato- mówię cicho i przyciskam swoje usta do jego warg. Nie obchodzi mnie metaliczny posmak krwi w jego ustach, nie obchodzi mnie nic, po za tym pocałunkiem, poza naszym ostatnim pocałunkiem. Czuję jak jego wargi delikatnie się rozchylają, jak subtelnie i czule odwzajemnia pocałunek. Nie mogę zbyt długo rozkoszować sie jego ustami, chcę go jeszcze usłyszeć. Chcę by mówił do mnie, chcę by ze mną został, choć wiem że to przecież niemożliwe. Patrzę na niego zapłakanymi oczyma, moje powieki są czerwone i opuchnięte, jednak nie obchodzi mnie to. Szarowłosy ponownie pluje krwią, czuje że zaraz to sie skończy, jednak nie chcę dopuścić do siebie tej mysli- Tak bardzo cię kocham Hayato, błagam zostań ze mną- ta prośba brzmi dosłownie jak jęk rozpaczy. Na powrót moja twarz zalewa się łzami, które od razu ścieram dłonią. A on tylko patrzy na mnie ciepło, a jego oczy błyszczą tak jak zwykle, tak jak za każdym razem gdy na mnie patrzył.
- Będę tęsknił.. Bardzo będę tęsknił- wyszeptał Gokudera, a po jego policzku spłynęła jedna samotna łza- Kocham cię, Tsunayoshi Sawada... Uważaj na siebie i proszę uśmiechaj się. Uwielbiam twój uśmiech- powiedział bardzo słabo, ledwie słyszalnie, po czym zamknął oczy, Jego serce uderzyło jeszcze 4 razy i całkowicie ucichło... Przez chwilę dało się słyszeć tylko mój urwany oddech. Teraz dopiero dałem radę krzyczeć. Nie potrafiłem przestać, krzyczałem, jęczałem rozpaczliwie, przytulając ciało mojego ukochanego do siebie
- Błagam nie zostawiaj mnie! Co ja bez ciebie zrobię. Nie zostawiaj mnie, bez ciebie jestem nikim, nie dam sobie rady, gdy ciebie nie będzie obok. Tak bardzo cie kocham, jesteś dla mnie wszystkim! Błagam, wróć!- wrzasnąłem, po czym umilkłem i dodałem ledwie słyszalnym nawet dla mnie szeptem- Proszę... wróć, obudź sie...- Jednak on się nie obudził. Jego twarz była spokojna, wyglądał jakby zasnął. Był piękny niczym porcelanowa lalka... Dlaczego nie mógł nią być? Mógłbym postawić go w swoim gabinecie, odwiedzać co dzień i nigdy nie byłby narażony na niebezpieczeństwo. Jego długie rzęsy rzucały delikatny cień na blade, prawie białe policzki. Nie mogłem uwierzyć w to, ze już nigdy jego powieki się nie uniosą, że już nigdy te zielone oczy nie spojrzą na mnie z tym swoim charakterystycznym błyskiem. Nie mogłem uwierzyć w jego śmierć, nie chciałem w to wierzyć. Nigdy w to nie uwierzę...

Minęło pół roku...Cały czas pamiętam tamten dzień, jakby to wszystko zdarzyło się wczoraj.
Pamiętam również jego pogrzeb... Prosta, czarna trumna, ze złotymi wykończeniami... On ubrany w czerwoną koszulę, czarny garnitur otoczony białymi różami... Tyloma ile tylko dałem radę zdobyć. Na niego mógłbym wydać każde pieniądze świata... I znów moja histeria... Znów chciałem tulić do siebie jego zwłoki...  Nie chciałem go puścić, przecież należał tylko do mnie. Chciałem go mieć przy sobie nawet po śmierci i pewnie gdyby nie reszta rodziny, to postawiłbym na swoim i jak ten świr trzymałbym go gdzieś w domu. Tak bardzo go kochałem.
Brakowało mi go... Okropnie mi go brakowało.  Brakowało mi jego śmiechu. Brakowało mi jego porannego wpadania do mojego gabinetu. Brakowało mi tego jak przychodził gdy byłem już zmęczony papierami, siadał na biurku i z obrażoną miną twierdził że czuje się niedopieszczony. Brakowało mi wtulania się w jego ciało w nocy, Moje łóżko było teraz takie puste. Tęskniłem za jego wzrokiem, za jego głosem, tęskniłem za jego miłością. Tęskniłem za jego sprzeczkami z Haru i Yamamoto... I wiedziałem że reszcie Vongoli też brakuje mojej prawej ręki. Nikt nie odważył się zająć jego stanowiska, pomimo próśb ludzi, żebym znów miał prawą rękę. Każdy z moich strażników wiedział, ze to było wyjątkowe stanowisko i nadal należy do niego i będzie należeć już zawsze. Nie był tylko prawą ręką. Był moim przyjacielem, moim partnerem, kochankiem i moją największą miłością.
Był po prostu moim Hayato.
Widziałem ból w moich oczach co rano, gdy wstawałem z łóżka i patzyłem na nasze wspólne zdjecia. Każdego ranka płakałem, patrząc na jego ubrania w szafie. Nie miałem serca ich wyrzucać, chociaż to wszystko sprawiało mi tak wielki ból. Wchodziłem do łazienki i płakałem jeszcze bardziej patrząc na jego szczoteczkę do zębów, jego perfumy, perfumy którymi spryskałem cała jego poduszke, która teraz marnie starała sie zastąpić mi jego ciepłe ciało. Nocami spałem w jego koszulach, odnajdując w nich najwygodniejsza piżamę jaką w życiu miałem. Reszta rodziny nie potrafiła mi pomóc. Patrzyli mi w oczy w bólem. Dręczyło ich to, ze wyglądam coraz mizerniej. Nie potrafili pogodzić się z tym że nie są w stanie mi pomóc. Nikt nie był w stanie mi pomóc... Próbowałem wszystkiego. Byłem tak załamany, że nawet poszedłem do Mukuro, wybłagałem na nim stworzenie dla mnie iluzji... Z wielkimi oporami zrobił to... Mogłem znów patrzeć na Hayato, mogłem znów spoglądać w te błyszczące zielone oczy, znów widziałem jego uśmiech... Jednak to nie był on... To nie była osoba którą kochałem całym moim sercem.
To nie była moja prawa ręka... To nie był Hayato, który oddał za mnie swoje życie.
I już nigdy go nie spotkam.
Nigdy nie spotkam kogoś takiego jak on...
Już nikt, nigdy nie sklei mojego roztrzaskanego na tysiące kawałeczków serca.
Tylko on by to potrafił.
Ale jego już nie ma.
I nie będzie.
Nigdy....

7 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział. Doskonale opisałaś uczucia bohaterów, ten ból, rozpacz, smutek. Pokazałaś jak wielką miłość do siebie żywili. Czekam na następne notki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję...
      Uwielbiam pisać takie rzeczy, lubię opisywać taką rozpacz i smutek...
      Ale następna notka chyba będzie troszkę weselsza ^^

      Usuń
  2. A ja się pięknie popłakałam ^^' To też nie tak, że nigdy, bo po śmierci niewykluczone, że będą razem. A Hayato czeka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hayato zawsze czeka na swojego Tsunayoshiego... to prawda <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju *.* To było świetne. Prawie się popłakałam. Szkoda mi Tsuny, Hayato zawsze był takim narwańcem... ;.;
    Niemniej jednak bardzo mi się podobało ;) Pozdrawiam, Aoi :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie mogę... Ja płacze. Nie dość, że to takie smutne to jeszcze Gokudera jest moim ulubionym bohaterem z KHR.

    OdpowiedzUsuń