czwartek, 5 kwietnia 2012

Give Me a New Live - Rozdział 2

Mail szedł przez miasto w tylko sobie znanym kierunku. Wszedł w ciemną uliczkę, którą większość ludzi omijało z daleka, jednak on wiedział gdzie zmierza. Stanął przed dużymi metalowymi drzwiami nad którymi wisiał intensywnie czerwony szyld z czarnym napisem „Black Rock Angel”. Wziął głęboki oddech, otwierając drzwi i przestąpił przez próg, wchodząc do środka. Znalazł się w zupełnie innym świecie, w którym królowała zasada „Sex, drugs and Rock’n’roll”. Wciągnął w nozdrza zapach dymu papierosowego i alkoholu wypełniające salę.  Z głośników dudniła głośno piosenka Blood zespołu Deathgaze. Omiótł wzrokiem pomieszczenie, dostrzegając kilka osób, w większości znajome twarze. Podszedł do baru, zajmując miejsce na jednym z wysokich, obitych skórą krzeseł:
- Cześć PJ, podrzucisz mi colę?-  rzucił w stronę okolczykowanego chłopaka z zielonymi włosami ściętymi na jeża. Koleś odwrócił się w jego stronę a na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech:
- Cześć Mail, już się robi – odwrócił się, by po chwili powrócić ze szklanką coli z lodem i słomką – Jesteś wcześniej niż zwykle, jak to możliwe?
- No… Jakoś udało mi się wymigać od spotkania z tym pokemonem, zwanym dalej moją narzeczoną – skrzywił się na wyobrażenie dziewczyny, a chłopak za ladą roześmiał się głośno.
- Nie ma to jak ustawiony ślub, no nie? – spytał z ironią w głosie.
- Nawet mi nie przypominaj – machnął mu ręką przed nosem, odwracając się w stronę parkietu na którym kilka osób bujało się w rytm muzyki, bo tańcem to ciężko było nazwać. Jednak to nie ludzie z parkietu przyciągnęli wzrok Maila. Tym kto przyciągnął jego uwagę, był chłopak siedzący w rogu Sali, rozparty na fotelu niczym pan i władca. Był za daleko, by stwierdzić jakiego koloru są jego oczy, w tej chwili wpatrzone w bruneta. W dłoni trzymał zapalonego papierosa. Zielonooki odwrócił się zarumieniony w stronę baru i zagadnął barmana:
- Hej PJ, co to za koleś siedzi w rogu Sali? – chłopak spojrzał w tamtą stronę, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Szczerze to nie wiem… Przyszedł jakiś czas temu i obserwuje wchodzących. Ciacho, no nie?- powiedział szturchając bruneta, a ten odwrócił głowę w bok:
- Ts… Może… - Zielonowłosy zaśmiał się widząc minę Maila i pochylił nad nim.
- Powiem ci coś… Ale zachowaj to w sekrecie, bo to wielka tajemnica… Tamten z rogu ciągle się na ciebie gapi- szepnął mu do ucha, a chłopak spłonął rumieńcem, ukradkiem spoglądając na chłopaka z kąta, który rzeczywiście patrzył na niego. Speszony odwrócił wzrok w stroną barmana, a ten postawił przed nim szklankę z jakimś kolorowym napojem:
- Co to?- spytał podejrzliwie brunet, wąchając zawartość naczynia. Skrzywił się czując alkohol- przecież jestem niepełnoletni…
- Oj tam, to tylko małe co nieco na odwagę- chłopak wyszczerzył się, ukazując światu złote zęby- no dalej, pij i ruszaj na podbój tego przystojniaka- zmierzwił jego włosy- uprzedzając twoje pytanie- wyglądasz nieziemsko.
Brunet szybko opróżnił szklankę krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, po czy obrócił się w stronę chłopaka.
- Bierz go tygrysie- rzucił PJ, rozbawionym głosem.
Wzrok mężczyzny okropnie go peszył, długo wahał się czy ma podejść. W pewnej chwili nieznajomy skinął na chłopaka palcem, zachęcając go do podejścia. Mail niepewnie wstał z krzesła, podszedł siadając obok nieznajomego na kanapie. Ten uśmiechnął się przyjaźnie patrząc brunetowi w głęboko w oczy. Chłopak odwrócił głowę zawstydzony i mocno zarumieniony, jednak udało mu się zachować pewny ton głosu:
- Hej, jestem Mail River – powiedział – Tak, z tych Riverów, od sieci banków – dodał, widząc lekko zaskoczone spojrzenie granatowych oczu mężczyzny.
- Nie wyglądasz na bogacza, Słonko. Prędzej na zbuntowane dziecko nawiedzonych katolików albo jak syn rockmana – powiedział niskim, melodycznym głosem, po czym roześmiał się perliście. Jego głos był bardzo pociągający, a tego śmiechu można by słuchać godzinami.
- Nazywam się Thomas Black – przedstawił się, całując Maila w policzek i zachichotał widząc zaczerwienione policzki chłopca-  Słodki jesteś, Milly.
Chłopak uśmiechnął się słabo. Bliskość Thomasa wywoływała u niego dziwny uścisk w brzuchy. Czuł się jakby żołądek fikał mu koziołki. Cała jego osoba wywoływała dreszcz przechodzący po ciele nastolatka. Długie do pasa, czarne włosy z białymi końcówkami i grzywką, ciemnoniebieskie oczy, kolorem przypominające wieczorne niebo.  Ubrany był w czarne, skórzane spodnie, białą rozciągniętą koszulkę i krótkie rozsznurowane martensy. Black otoczył go ramieniem, przyciągając bliżej siebie. Zaskoczyło go to, dlatego odsunął się szybko od mężczyzny:
- Nie musisz się mnie bać, nie zrobię ci krzywdy. Wybrałem Cię – powiedział cicho, łapiąc go za rękę.
- Wybrałeś? Jak to? – zainteresował się chłopak.
- Wyjaśnię ci… W odpowiednim czasie – powiedział, uśmiechając się tajemniczo- powiedz Milly, ile masz lat?
- Siedemnaście, a ty Tom? – spytał niepewnie. Czuł się dziwnie przy tym mężczyźnie, lecz nie potrafił sprecyzować dlaczego.
- Dwadzieścia cztery, Słonko. Gdzie chodzisz do szkoły? – Karowłosy oparł głowę na dłoni. Wyglądał… Uroczo.
- Do liceum Sant Bringston. – skrzywił się, wymawiając nazwę znienawidzonej przez siebie szkoły. Jakie szczęście, że są wakacje.
- Liceum dla bogaczy… Mogłem się domyślić – westchnął chłopak, po czym wyciągnął dłoń, głaszcząc nią policzek Maila. Młodszy przymknął oczy, wtulając twarz w dłoń czarnowłosego, która odsunęła się zdecydowanie za szybko jak na gust chłopaka.
- Wybacz mi, zielonooki Skarbie, ale muszę już iść – Thomas podniósł się z kanapy, a Mail uczynił to samo, idąc za nim w stronę wyjścia. Przeszli na koniec ciemnej uliczki, gdzie stało piękne, czarne Ducati  Monster, należące do starszego.  Ciemnooki oparł się o motocykl, szukając czegoś w kieszeniach kurtki. Znalazł to, a mianowicie mały, zadrukowany kartonik. Wyciągnął go w stronę chłopaka, a gdy ten wyciągnął rękę po papier, złapał go za nadgarstek przyciągając go do siebie. Otoczył go ramieniem w pasie, a ich usta połączył w zaborczym, wręcz brutalnym pocałunku. To był pocałunek, który sprawia, że miękną kolana i gdyby nie silny uścisk w talii to Mail najprawdopodobniej upadłby na chodnik. Chłopak łapczywie oddawał pocałunki, w końcu jednak się od siebie oderwali, gdyż zabrakło im tchu. Ich twarze były zaczerwienione a oddechy przyspieszone. Thomas wsunął do kieszeni kurtki, z kołowanego Maila, kartonik który trzymał w ręku, następnie wsiadł na motor i odjechał, szybko znikając z pola widzenia. Chłopak stał przez chwilę na środku chodnika nie wiedząc co ze sobą zrobić, po chwili jednak oprzytomniał i wyszukał w kieszeni kartonik, który otrzymał przed chwilą. Napisane na nim było:
Uwierz w to…
Black
666-185-256
Brunet ruszył w stronę domu, myśląc nad sensem słów umieszczonych na wizytówce.

Misaki

1 komentarz:

  1. Uhuhuhuhu! Kocham cię normalnie! To jest świetne!! xDDDD

    OdpowiedzUsuń