środa, 4 kwietnia 2012

Give Me a New Live - Rozdział 1

Dzień w posiadłości River’s nie mógł się zacząć bez codziennej kłótni. W kuchni naprzeciwko siebie stali- pani River oraz jej ukochany syn Mail, w tej chwili piorunujący ją wzrokiem, który, gdyby to tylko było możliwe, mógłby zabijać.
- Nie spotkam się z nią!- krzyk chłopaka przeciął cisze, która na moment zapanowała w pomieszczeniu.
- A ja ci mówię, że się spotkasz! Ba! Nie dość, że się z nią spotkasz, to jeszcze będziesz się świetnie bawił- głos kobiety był stanowczy, ale opanowany.
- Jak mogę świetnie się bawić z tą idiotką? – spytał nastolatek, ściągając brwi i uśmiechając się krzywo.
- Uważaj na słowa, chłopcze- pouczyła go zaraz matka, która bardzo nie lubiła gdy jej syn sie wyrażał w taki sposób o innych ludziach – ta dziewczyna jest twoją narzeczoną, dlatego wypadałoby, żebyś si ę z nią spotykał – ton jej głosu świadczył o tym, że powoli traci cierpliwość, którą do tej pory starała się utrzymać.
- Mam siedemnaście lat, Mamo! Chyba mogę sam decydować z kim spędzę resztę swojego życia?! – Mail krzyczał jak tylko mógł najgłośniej. Chyba jego ukrytym i zamierzonym celem było obudzenie wszystkich sąsiadów lub całkowite zdarcie sobie gardła  – I na pewno nie spędzę go z tą głupią blondynką!- wyrzucił na jednym oddechu, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i tupiąc nogą o podłogę, niczym zbulwersowane dziecko, co całkowicie nie pasowało do powagi tej kłótni.
- Ona ma rude włosy- zauważyła rozbawiona Angelina, a na jej ustach pojawił się złośliwy uśmiech, który niczym nóż, ugodził w dumę chłopaka.
- Co nie zmienia faktu, że jest głupia, prawie jak blondynka. Jak znam życie to właśnie teraz siedzi z koleżankami w sklepie wybierając bardziej różowy odcień, różowego lakieru do paznokci – powiedział chłopak, przesadnie naśladując słodki, dziewczęcy głosik.
- Nie mów w ten sposób o Hope! Ona cię kocha! –matka chłopaka już całkowicie straciła do niego cierpliwość, a z jej gardła zamiast opanowanego głosu, wydobywał się krzyk, jednak on zignorował to, łapiąc się za głowę
- Boże, jeszcze to imię… Nadzieja?! Tak sądzę, że nadzieja to umarła wraz z narodzinami tego dziecka- barbie…- brunet zaśmiał się głośno, lecz dostrzegając niebezpiecznie pulsującą żyłkę na czole kobiety, umilkł natychmiast.
- Synu, mało mnie obchodzi co sądzisz. Wybraliśmy ci z ojcem taką, a nie inną narzeczoną i musisz się z tym pogodzić. Hope Jeaferson  pochodzi z zamożnej rodziny i jest świetnym materiałem na narzeczoną, a ty jako przyszły dyrektor naszej firmy, musisz mieć żonę o odpowiedniej opinii i statucie społecznym - blondynka mówiła przez zaciśnięte zęby, podczas gdy jej ukochane dziecko, znudzone słuchaniem po raz milionowy tego samego wykładu stało w lekkim rozkroku, z jedną ręką opartą na biodrze, a drugą obracając przed twarzą, obserwując własne idealnie pomalowane na czarno paznokcie.
- Tak matko, oczywiście… - mruknął cicho, ale kobieta nie miała kłopotów z wy słyszeniem jego olewczego tonu.
- Masz mnie słuchać, gdy do ciebie mówię!- -wrzasnęła – A teraz pójdziesz grzecznie na górę, ładnie się ubierzesz, wyjmiesz kolczyki z uszu i zmyjesz to czarne świństwo z paznokci. Ja natomiast w tym czasie, wykonam telefon do Hope i powiem jej, że chcesz się spotkać. – dodała, tym razem odrobinę spokojniej spokojniej i uśmiechnęła się do chłopaka delikatnie i miło, chyba myśląc 
Chłopak uśmiechnął się w taki sam sposób i skierował stanowcze spojrzenie swoich intensywnie zielonych tęczówek wprost w złote oczy matki.
- A teraz mamusiu, uświadomię cię, że nie mam zamiaru się z nią spotkać za żadne pieniądze tego świata, bo po prostu jej nie kocham i nie pokocham jej nigdy. Po za tym kolczyki i paznokcie to część mojego image’u i nie zlikwiduje ich – Mail skierował swoje kroki w stronę schodów na piętro. Stawiając nogę na pierwszym stopniu, odwrócił się jeszcze w stronę Angeliny:
- Pragnę ci również powiedzieć, że mało mnie obchodzi z kim mnie zaręczacie. I tak będę z tym kogo pokocham, nieważne czy to będzie kobieta, czy mężczyzna. Może być nawet przydrożną dziwką, ale jeśli ją pokocham to z nią będę, - skończył, po czym wbiegł szybko na górę, ledwo unikając rzuconej w jego stronę doniczki.
***
Zatrzasnął drzwi do swojego pokoju z hukiem, tak że pewnie było to słychać w całej posiadłości, po czym rzucił się na ogromne łóżko rozsypując wokół czarne, czerwone oraz białe poduszki. Zanurzył nos w czerwonej satynowej pościeli, badając jej przyjemną strukturę i wdychając przyjemny zapach. Obrócił się na plecy spoglądając na czarny sufit, po czym omiótł wzrokiem całe pomieszczenie. Wszystko tu było takie jakie sobie wymarzył- sam o to zadbał. Na początku oczywiście wszystko wyglądało zupełnie inaczej, ale dzięki pieniądzom jego tatusia- skrzywił się na to stwierdzenie – mógł zmienić wszystko na swoją modłę, od plakatów zespołów rockowych zaczynając, przez czerwono- czarne ściany i kończąc na meblach. Jedyne co było kłopotliwe to utrzymanie wyglądu pokoju w tajemnicy przed jego fundatorem- jego ojcem, jednak jakoś sobie z tym dawał rade. Sprzyjającą okolicznością było to, że Michael River jako idealny i przykładny szef sieci banków większość swojego życia spędzał w pracy. Mail utkwił spojrzenie w jednym z plakatów, przedstawiającym pięciu chłopaków stojących obok siebie, po czym zaczął nucić jedną z ich piosenek. Gdy doszedł do fragmentu „I’m ruder! I’m ruder!” zaśmiał się głośno, zaciskając dłonie w pięści:
- Nie ożenię się z tą lalką Barbie. Ona jest zakochana w różu, a ja wielbię głęboką czerń. Po za tym ona kocha Justina Biebera i nie zna ani jednej piosenki The GazettE, czy Marlina Mansona- chłopak mówił do swojego odbicia w lustrze. Podszedł do szafy, wyciągając z niej ówcześnie przygotowane rzeczy. Koszulę z kołnierzykiem, sweter oraz proste spodnie i trampki, zamienił na granatowe, wąskie spodnie z przypiętymi szelkami, które zwisały sobie luźno, czarne glany do kolan i czerwony obcisły t-shirt z nadrukowaną czaszką.  Na szyję założył czarny skórzany pasek zapinany na karku a na nadgarstki pieszczochy. Przeszedł do łazienki, po czym wygrzebał z szafki swoją kosmetyczkę i stanął przed lustrem. Sprawnymi ruchami narysował sobie czarne kreski na powiekach a rzęsy starannie podkreślił czarnym tuszem, co nadało jego oczom drapieżny wygląd. Obrócił się wokół własnej osi sprawdzając czy aby na pewno wygląda dobrze, po czym zarzucił na ramiona skórzaną kurtkę i skierował się w stronę okna. Otworzył jedno ze skrzydeł i wspiął się na parapet. Przechodząc na drugą stronę, poczuł jak chłodny powiew wiatru delikatnie porusza końcówkami jego kasztanowych włosów. Złapał się wcześniej przygotowanej drabinki, schodząc na trawnik. Szybko podbiegł do drzewa blisko muru posiadłości. Wspiął się na nie, siadając na murze.
„Nie zmusicie mnie do niczego”- pomyślał zaskakując na dół i pewnym krokiem ruszając przed siebie. 

Misaki

3 komentarze:

  1. No! I Właśnie takie coś lubię! (nie tylko, ale też xD) Podoba mi się jego buntowniczy charakter :P Idę czytać dalej C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Michael, River, Mail... PACHNIE DEATH NOTE'EM

    OdpowiedzUsuń